Polaryzacja z wojną w tle


Można by sądzić, że wojna w Ukrainie stanie się terapią szokową dla najsilniej spolaryzowanych umysłów. Chociaż nie zawsze pozytywna to cecha ludzkiej natury - wspólny wróg nieraz jednoczył dotychczasowych przeciwników.

Było kilka zgodnych głosowań w naszym sejmie - jaskółek pożądanego teraz zjednoczenia. Zdawało się, że potęga realnego zła, groza rzeczywistej przemocy powinna zniwelować naddatek agresji w naszych wewnętrznych sporach.

Niestety, poczucie wspólnego zagrożenia wcale nie spłyciło polskich podziałów, nie złagodziło języka sporu. U niektórych żarliwych komentatorów ostatnich wydarzeń zaostrzyły się wręcz objawy polaryzacji. Znalazły się nowe argumenty zasilające stary konflikt. Przypisywanie przeciwnikom ekstremalnie złych intencji sączy się z obu stron. Wygląda na to, że demon Putina podsycił ogień wzajemnej, polsko-polskiej wrogości. 

Gdyby ulec tym wpływom trzeba by uwierzyć, że Tusk pomagał Putinowi w napaści na Ukrainę, a Kaczyński pod płaszczykiem pokojowej misji chciał dokonać rozbioru Ukrainy. W przekazach narodowo-konserwatywnych ciężar odpowiedzialności za wywołanie wojny jest w pewnej mierze zdjęty z rosyjskiego tyrana i przerzucony na zachodnich i prozachodnich demokratów, liberałów i pacyfistów. Europa nie płaciła zwyczajnie za gaz, tylko w oczywisty sposób finansowała wojnę.

Z kolei konserwatystom z obozu rządzącego zarzuca się nie tylko sojusz ideowy z anty-liberalnym reżimem, ale i to samo, co konserwatyści zarzucają liberałom – czyli gospodarczą kolaborację z agresorem. Ktokolwiek handlował i współpracował z Rosją, staje się obecnie współwinnym zbrodni. A handlowali i współpracowali wszyscy. Można dyskutować o skali współpracy, lecz nie o jej istocie.

Zło tkwiące w agresywnych insynuacjach nie pierzchło w obliczu zła rzeczywistej wojny.

Putin w polskiej wojence politycznej gra przedziwną, podwójną, a nawet potrójną rolę. Nie przestając być nieskruszonym zbrodniarzem staje się też świadkiem koronnym obu stron polskiego sporu.

Nawet duchy smoleńskich ofiar nie po to głównie są wywoływane, żeby ostrzec przed Putinem, ale raczej po to, żeby obarczyć winą Tuska.

Chwilami zdaje się już, że sam Putin nie jest głównym obwinionym za obecną wojnę oraz poprzednie udowodnione i nieudowodnione zbrodnie. Na ławę oskarżonych wpychani są obok niego zachodni i rodzimi politycy, ci najbardziej nielubiani.

Czy nie są to próby przykrycia własnego lęku przed nieobliczalnością Putina? 

Przyznajmy – boimy się Putina i jego atomu. 

Nie obracajmy tego lęku nawzajem przeciw sobie. Nie przerzucajmy się zarzutem wspierania wojennej agresji. Nie po to kupowaliśmy surowce od Rosji, żeby ginęli Ukraińcy.  

A jeśli wspieraliśmy militaryzm rosyjskiego państwa wbrew tej intencji, to wszyscy, niezależnie od politycznej orientacji.

Wielu było przekonanych, że współpraca gospodarcza jest hamulcem dla wojennych konfliktów. Dzisiaj są oni słusznie krytykowani za naiwność lub bezkompromisowo oskarżani o cynizm.

Inni, jakoby, ani naiwni ani cyniczni nie byli. Dlaczego więc sami nie gardzili rosyjskim węglem, ropą ani gazem?   



Komentarze